top of page

Wojna polsko-polska

Szanowna Redakcjo,


Mieszkam już od dłuższego czasu w Swindon. Obserwuję życie lokalnej Polonii w wielu wymiarach, będąc jednocześnie jej aktywnym członkiem. Po tych latach chciałbym podzielić się swoimi refleksjami. Zanim jednak do nich przejdę przypomnę kilka faktów z historii.

Polskie osadnictwo w Swindon ma długie tradycje sięgające czasów II wojny światowej. W tym bowiem czasie wielu naszych Rodaków idąc szlakiem bojowym Armii Andersa oraz więźniowie wyzwolonych obozów koncentracyjnych i jenieckich z terenów Austrii, Niemiec i Włoch znalazło się w Wielkiej Brytanii. Zostali umieszczeni w blisko 200 polskich obozach zarządzanych początkowo przez Polski Korpus Przysposobienia i Rozmieszczenia, a później przez organizacje brytyjskie. Obozy te działały w latach 1946-1969. O tym w jakich warunkach mieszkali nasi Rodacy a przodkowie wielu z nas oraz jak wyglądało ich obozowe życie możecie dowiedzieć się z wielu internetowych publikacji. Nie było to życie jakie jesteśmy sobie w stanie teraz wyobrazić. Tym bardziej na podziw zasługuje fakt, że w strukturach tych obozów wciąż dbano o polskość, nasze tradycje i nauczanie. Po rozformowaniu obozów, ich polscy mieszkańcy mieli do wyboru pozostać w Anglii, emigrować dalej (USA, Kanada, Nowa Zelandia) lub wrócić do Ojczyzny. Ponad 100 tysięcy postanowiło jednak wrócić do zrujnowanej wojną i będącej już pod komunistycznym jarzmem Polski, lecz zamiast kwiatów i zaszczytów należnym bohaterom, czekały na nich represje, internowania, wieloletnie więzienia a nawet śmierć.

Ci, którzy pozostali w Wielkiej Brytanii rozpoczęli nową historię Polonii na tutejszych ziemiach. Dbałość o polskość, miłość do ojczystego języka, historii i tradycji Polacy wynieśli poza wspomniane obozy. W trudnej powojennej rzeczywistości zmagać się musieli z nieprzychylnością społeczeństwa, barierą językową, trudnościami finansowymi. Jednak krok po kroku, dzięki swemu uporowi i ciężkiej pracy zasłużyli na uznanie i podziw Brytyjczyków. Nie inaczej było w Swindon. Mieszkańcy obozów (m.in. Fairford, Tidworth, Daglingworth) po ich rozwiązaniu skierowali swe kroki ku uprzemysłowionemu Swindon, w nim upatrując szanse na zatrudnienie i dach nad głową. Nie było im łatwo, a mimo to znaleźli w sobie ten upór, wolę pielęgnowania polskości. Dzięki nim, ich poświęceniu, pracy ich rąk mamy dziś Polski Dom Parafialny, który jest miejscem modlitwy, spotkań ale też i nauki języka polskiego od ponad 60 lat. A działo się w naszym Domu Parafialnym bardzo wiele. Jednak gdy czyta się historię tego ośrodka trudno oprzeć się wrażeniu, że wielka pasja z jaką tworzono i prowadzono to centrum polskości uciekła a sukces z jakim Dom działał przez tak wiele lat – został w beztroski sposób roztrwoniony. I nie chodzi tu o względy finansowe (choć zapewne i tu znalazłby się temat do rozmowy), ale przede wszystkim o relacje społeczne. Do tego rodzaju przemyśleń skłoniły mnie ostatnie lata obserwacji naszego środowiska. Niezrozumiałe niesnaski, zaborczość, upór pozostawania przy przeterminowanych już przekonaniach blokuje potencjał Naszego Domu. Bo chyba mam prawo napisać „Naszego”, prawda?

Dom Parafialny zawsze tętnił życiem. Nie tylko życiem Szkoły Sobotniej, do której uczęszczało nawet ponad 400 uczniów (choć trudno to sobie wyobrazić, to dzieciaki uczyły się w systemie zmianowym!). Działał teatr, chór, orkiestra dęta, zespół tańca. Odbywały się krajowe konferencje i sympozja. Mnogość i różnorodność przedsięwzięć i wielkość włożonej w nie pracy robi wrażenie nawet dzisiaj, a może zwłaszcza dzisiaj. Filmy można obejrzeć TUTAJ* i TUTAJ*. Co się stało z całym zapałem, radością tej mrówczej pracy? Gdzie są jej efekty? Gdzie jest ta młodzież, dla której tyle poświęcali pierwsi polscy osadnicy? Gdzie są efekty pracy polskich bohaterów, którzy najpierw walczyli na frontach wojennych a potem budowali obecną rzeczywistość w Anglii? Dlaczego nie wpoili swoim dzieciom świadomości, że kiedyś będą musiały przejąć odpowiedzialność za to miejsce i poprowadzić je w przyszłość? Dlaczego pozwolili im po prostu odejść w życie i nie przekazali im swej wiedzy o działaniu ośrodka i parafii? Czy nie byliby oni najlepszymi spadkobiercami tego dziedzictwa? Z radością pomagalibyśmy im w kontynuacji tego dzieła. Zadaję sobie te pytania, choć nigdy nie śniło mi się, że przyjdzie mi żyć na emigracji. A tym bardziej nie przyszłoby mi do głowy, że po tych wszystkich latach ciężkiej pracy dla młodzieży – tych wychowanych przez nich młodych ludzi w Naszym Domu po prostu nie będzie! Dlaczego tak jest? Co zostało zgubione? Gdzie popełnili błąd?Znakomita większość dzieci i wnucząt powojennych emigrantów dziś bywa w Domu Parafialnym tylko w czasie większych świąt kościelnych (o ile w ogóle) i wydarzeń szkolnych. Dlaczego wychowani w tak wspaniały sposób, w dbałości o szacunek do swego pochodzenia, miłości do Ojczyzny, jej historii i ojczystego języka dziś zniknęli, zapomnieli i nie chcą tu bywać? Co jest przyczyną?


Oglądając film nakręcony w 1985 roku z wizyty kardynała Glempa w Swindon po pierwszym zachwycie przychodzi nuta refleksji. Ten sam Dom Parafialny od 30 lat, te same zasłony krzesła, dekoracje. Nic się nie zmieniło. Niewiele inwestycji. Brak porządnego remontu. Dziury, mole, pleśń i wiecznie przeciekające dachy. Film można obejrzeć TUTAJ. *


Lecz pytanie, na które odpowiedź interesuje mnie jednak najbardziej, dotyczy przedziwnej atmosfery panującej pomiędzy emigracją powojenną, a tak zwaną nową Polonią. I dziś wyrazić chcę swe rozczarowanie tym stanem rzeczy. Nie jest winą tych młodych ludzi, że urodzili się w innym czasie, że nie przeżyli obozowych dni i trudów walki na początkach emigracyjnej rzeczywistości lat powojennych

Tak jak podziwiam pierwszych gospodarzy Domu Parafialnego, tak dużym szacunkiem darzę obecnych i podziwiam za to, że pomimo wielu nieprzychylnych opinii, komentarzy i kłód rzucanych pod nogi próbują postawić ośrodek na nogi, którzy chcą zadbać o Nasz Dom. Sprawić by znowu był pełen możliwości dla dzieci, niezależnie kiedy i gdzie się urodziły. By otwarty dla Polaków był nie tylko w godzinach działalności szkoły i ośrodkowego pubu. By na scenie mogli występować młodzi aktorzy, muzycy i tancerze. By cel, dla którego polskie rodziny budowały to centrum polskości na nowo ożył. Nadchodzi czas, by odpocząć i z satysfakcją spojrzeć na dzieło życia ich i ich rodziców ze świadomością, że razem stworzyli wielki pomnik. Dziś Dom Parafialny wymaga wielkich inwestycji. W zmieniającym się świecie wymaga to menadżerskich umiejętności, szybkich działań i adaptacji formy działalności do obecnych warunków i potrzeb. Można to zrobić, z szacunkiem dla wielkiej przeszłości i tradycji tak, aby miejsce to służyło również naszym dzieciom, naszym przyszłym wnukom. By było nowoczesne i przyciągało Polaków ze Swindon i okolic mnogością możliwości. By było miejscem rozwoju, inkubatorem pomysłów, przedsięwzięć i kolebką tradycji polskich.


I na koniec apel: skończmy ze sztucznym podziałem na „Starą” i „Nową” Polonię. Nie ma czegoś takiego! Wszyscy jesteśmy Polakami i emigracyjną rodziną. Jak skończymy tocząc idiotyczne spory? Co stanie się z Naszym Domem? Stanie tu kolejny Co-operative albo Aldi? Spójrzmy za płot Domu Parafialnego. Kościół Metodystów wystawiony na sprzedaż… Czy naprawdę musimy skończyć w podobny sposób?



Tomek


zdjęcia z archiwum redakcji, rys. Michał Tomaszek

*linki do filmów podane przez autora tekstu



bottom of page