Tylko zwycięstwa w spotkaniach z Rosją i Japonią pozwolą polskim szczypiornistom zachować realne szanse na awans do fazy pucharowej mistrzostw świata, rozgrywanych we Francji.

Fot. Tomasz Leyko: Adam Malcher błyszczał w meczu z Norwegią, ale przeciw Brazylii nie pomógł drużynie.
Mecz ze Sborną odbędzie się w poniedziałek o 19.45, z Japonią Polacy zagrają nazajutrz o 16.45. Pozostanie im jeszcze konfrontacja z gospodarzami (w czwartek), acz Francuzi jak na razie są w imponującej formie i trudno liczyć na choćby punkt w tej potyczce.
Biało-czerwoni rozpoczęli turniej od dwóch porażek, 20-22 z Norwegią i 24-28 z Brazylią. Te wyniki nie szokują, gdyż nasza reprezentacja jest tym razem bardzo odmłodzona i nie ma w niej asów pokroju Sławomira Szmala czy Karola Bieleckiego. Tym niemniej, wielu fanów po cichu liczyło, że punkcik lub dwa (z czterech możliwych) Polska będzie już mieć na koncie.
– Ciężko mówić o zaskoczeniu. Już przed turniejem wiedzieliśmy, że cele w tegorocznych mistrzostwach będą inne niż te, do których ostatnio przywykliśmy. Trzeba jednak przyznać, że gra wyglądała co najmniej przyzwoicie. To powód do optymizmu, zważywszy, że mamy najmłodszą drużynę w mistrzostwach – skomentował pierwsze występy biało-czerwonych Michał Moździerz, trener szczypiornistów Bolton Hussars. – Prawie każdy zawodnik pokazał coś dobrego na boisku. Trzeba poczekać, aż chłopaki się zgrają. Jestem dobrej myśli na przyszłość.
Za wcześnie przestali trafiać
W meczu z Norwegią – drużyną spoza światowej czołówki, która jednak rośnie w siłę i pokonała Polskę w ostatnich mistrzostwach Europy (których byliśmy gospodarzem), zajmując czwarte miejsce na kontynencie – przez długi czas trwała wymiana ciosów. Żadna ze stron nie prowadziła wyżej niż dwoma golami. Nasza drużyna pokazała się z niezłej strony. Fenomenalnie bronił Adam Malcher (zatrzymał 17 z 39 rzutów rywali), a 100-procentową skutecznością popisał się skrzydłowy Michał Daszek (7 goli na 7 prób). Zabrakło trafień na finiszu: nie rzuciliśmy gola przez ostatnie 9 minut. Skandynawowie zdobyli wtedy tylko dwie bramki, ale to właśnie było rozstrzygające.
Początkowo nieobecni
Komentarze po starciu z Brazylią już nie były zbyt ciepłe. Wprawdzie na niedawnych igrzyskach również ta „dawna”, mocna Polska przegrała z canarinhos, ale oni wtedy byli nastawieni na sukces i atakowali w szalonym tempie, niesieni żywiołowym dopingiem. Teraz, w Nantes, tego argumentu nie mają. Jednak mentalnie stłamsili biało-czerwonych, którzy pierwszego gola zdobyli dopiero w 8. minucie – mając już pięć straconych. Orły ani raz nawet nie zbliżyły się do wyrównania. Dobrze celowali Mateusz Jachlewski (4 gole na 4 rzuty) i Paweł Paczkowski (6 na 7). Z kolei Malcher tym razem zupełnie nie miał dnia (obronił 2 uderzenia z 17), nieco lepiej spisywał się jego zmiennik w bramce, Adam Morawski (5 z 17).
– „Dojechaliśmy” na mecz dopiero w 10. minucie, i musieliśmy nadrabiać straty. Z Norwegią walczyliśmy od pierwszej chwili, i zagraliśmy też dużo lepiej w obronie, co pozwoliło nam trzymać wynik – ocenił Moździerz.
Zawsze jest nerwowo!
Mamy zero punktów, przegraliśmy z dwoma – z trzech – konkurentami do awansu. Aby myśleć o wyjściu z grupy (awansują cztery zespoły), trzeba koniecznie pokonać Rosję. W normalnym składzie od dawna z nimi wygrywaliśmy. Czy obecny młody zespół da radę? I czy tak naprawdę możemy być spokojni o zwycięstwo z Japonią, która dopiero trzeci raz w tym stuleciu występuje w MŚ?
– Myślę, że spotkanie z Rosjanami będzie bardzo zacięte, a o zwycięstwie zdecyduje dyspozycja dnia. Raczej nie będziemy faworytem, ale mocno wierzę, że wygramy. Mamy ku temu możliwości – twierdzi trener z Bolton. – Co do Japonii... Nie ma dla nas (i chyba nigdy nie było) meczów, o których wynik możemy być spokojni. Japończycy grają szybką piłkę i są w stanie rzucić dużo bramek, co już pokazali w tym turnieju. My z kolei miewamy przestoje w ataku, co Azjaci mogą wykorzystać. Mimo wszystko, liczę na zwycięstwo. I uważam, że wyjdziemy z grupy. Ale jeśli nawet nie, trzeba wierzyć w tę drużynę i można z optymizmem patrzeć w przyszłość.